Magia komputera

Temat edukacji z wykorzystaniem komputera i internetu ostatnio poważnie mnie nurtuje, więc z uwagą śledzę wszystkie wiadomości w tym zakresie. W ramach Uniwersytetu Dzieci prowadzimy warsztaty o internecie, aktywnie zachęcamy dzieci do korzystania z nowych technologii i mediów do poszerzania wiedzy, przekonujemy i uczymy nauczycieli, że internet jest OK. Teoretycznie więc pomysł Ministerstwa Infrastruktury powinien wywołać u mnie entuzjazm. A nie wywołuje. Postanowiłam skonfrontować swoją opinię z z argumentami innych, szczególnie osób zainteresowanych (nauczyciele i rodzice) i z branży (z grubsza internetowej), które szeroko z komputera i internetu korzystają. Około dwadzieścia osób wypowiedziało się za pomocą, a jakże, Facebooka. Oto zbiorowa opinia na ten temat.



Cele 
 To nieprzemyślany  pomysł. Dobrze, że w kierunku nowoczesności. Brak jasno sprecyzowanego celu tej kosztownej akcji. Brak  myśli przewodniej, celu i szerszej perspektywy myślenia. Gdy jednak zostaną zdefiniowane, to akcja ma szanse powodzenia, może nie będą to drugie Orliki, ale coś dobrego może się udać. Szkoda, że nie wiemy w jaki sposób eksperyment (bo to chyba najlepsza nazwa?) będzie wprowadzany do szkół i co ma z tego wyniknąć.
 Jeśli celem jest  nauczenie internetu, to zastosowano armatę ... Jeśli wykorzystanie sprzętu w edukacji, to przecież najpierw trzeba mieć program i soft; To trochę jakoby rozdać podręczniki, a potem myśleć, o czym one powinny być.
Czego chcemy młodego człowieka nauczyć i do jakiego młodego człowieka chcemy dotrzeć?
Jeśli celem projektu jest podciągnięcie grup uczniów, którzy z różnych przyczyn na starcie mają mniejsze szanse, to jest to jak najbardziej sensowny projekt. Tym niemniej, nie organizuje się korepetycji wszystkim uczniom, by dać większą szansę tym, którzy potrzebują wsparcia.


Poprawić/unowocześnić kształcenie
  Kształcenie w zakresie technologii informatyczno-komunikacyjnych jest częścią szeroko pojętej edukacji. Najpierw należy zmienić zakres i sposób nauczania w taki sposób, by dzieci dobrze rozumiały świat, w którym żyją. Wirtualna rzeczywistość musi znaleźć w  "odświeżonej" szkole odpowiednie miejsce. Jeśli chodzi o internet, zanim na dobre posadzi się dzieci przed komputerami, trzeba im poprzez zabawę opowiedzieć o tej nowej rzeczywistości.


Sprzęt
Najpierw należy sprawdzić, co jest potrzebne, potem dopiero kupować. W innym przypadku, zakończy się to jak zwykle: kupią a komputery nie będą w pełni wykorzystane. Pieniądze wyrzucone w błoto.
Laptopy (albo stacjonarne komputery) powinny dostać szkolne pracownie komputerowe, tak by każdy uczeń na lekcji informatyki miał dostęp do komputera. Na zakupie sprzętu jednak się nie kończy - w szkołach nawet teraz jest niemało komputerów. Ktoś o nie musi dbać, by był sprawny, odpowiednio oprogramowany, modernizowany etc. Nauczyciel, nawet jeśli już jest przekonany i radzi sobie w nowej sytuacji,  potrzebuje wsparcia informatyka. 


 Trzeba też pamiętać, że sprzęt i programy się starzeją: może zdarzyć się, że zanim trzeci rocznik dostanie swoje "lapcie", to pierwsze rozdane już się do niczego nadawać nie będą.


Rodzice wprawdzie często posiadają swoje komputery, jednak szkoda im udostępniać je dzieciom, często też w domu jest walka o zasoby, więc dobrze, żeby dzieci miały własne; w tym zakresie rządowy projekt może mieć sens.
 

Jaki sprzęt? Dlaczego schodzące z rynku netbooki a nie tablety? Grozi nam "piękna katastrofa", która
zamknie temat komputerowego wspomagania edukacji na kilka ładnych lat ...Urządzenia za 400 zł ani nie będą miały odpowiednich parametrów technicznych, ani nie  będą wyposażone w wystarczające  oprogramowanie. Może na początek ewentualnie miniaturowe LCD, bez kompletnego programu...

A zagrożenia: jak dostaną do domu to zgubią, zepsują, tatuś przepije ... Jak będą używać w szkole - to zepsują, zgubią, ktoś ukradnie ... Taki pierwszak będzie łatwą ofiarą.

Może warto rozważyć dofinansowanie zakupu dobrego komputera do domu, niż sprezentowanie gorszego?

Programy, platformy e-learningowe
W sieci nie ma zaplecza dla pierwszoklasistów, więc nie wiadomo z czego będą korzystać.  Popełnia się tu klasyczny błąd złej interpretacji "pracy u podstaw" oraz rozdzielenia  komputera i internetu. W dzisiejszych czasach to anachronizm. 
W pierwszej kolejności należało by zadbać o różnorodne platformy edukacyjne z programami wspomagającymi nauczanie w najmłodszym wieku: dla nauczyciela do tworzenia lekcji, dla ucznia do nauki, np. z prostymi aplikacjami wspierającymi - dajmy na to - pamięciową naukę (aplikacje do tworzenia list słówek, zapamiętywania dat, nauki tabliczki mnożenia itd.)
A jeszcze wcześniej należy zacząć  od zabawy z dziećmi, by dowiedziały się do czego ma służyć komputer i zostały bezpiecznie wprowadzone w wirtualny świat.

 Kształcenie nauczycieli 
 Dzisiaj trudno sobie wyobrazić lekcje pierwszaków z laptopami. Niestety, nie widać kadry nauczycielskiej, która miałaby prowadzić takie zajęcia. Opór nauczycieli w tej materii będzie  ogromny; tymczasem nie widać żadnego, hasłowego choćby, programu szkolenia.
  Zdecydowanie trzeba zacząć od kształcenia nauczycieli - przyzwyczajać ich do codziennego korzystania z multimediów tam, gdzie ma to sens (np. lekcje przyrody realizowane wyłącznie za pomocą papieru i komputera sensu nie mają, a niestety grozi nam popadanie w skrajności). Gdy nauczyciele zostaną właściwie przygotowani, pieniądze wydane na laptopy dla dzieci będą dobrze zainwestowane. Tymczasem obecnie wielu nauczycieli nie potrafi nawet korzystać z maila i edytora tekstu.
Nauczyciele (nie tylko informatyki, ale np. nauczania początkowego) powinni nauczyć się korzystać na co dzień z zasobów sieci, multimediów i programów edukacyjnych. Obecnie jedyny w szkole kontakt z komputerem najmłodsi uczniowie mają na lekcjach informatyki - to o wiele za mało, szczególnie, że program kształcenia informatycznego w niewystarczającym stopniu przystaje do rzeczywistości. Same tylko lekcje informatyki to za mało - na polskim, matematyce, historii, biologii itp. komputer i dostęp do sieci też się przyda.

Mówiąc o nauczycielach, zwraca się przede wszystkim uwagę na tych nieco starszych, którzy nie potrafią korzystać z komputera. Młodzi nauczyciele potrafią klikać - ale czy potrafią skonstruować choćby pojedyncze zajęcia dla maluchów, nie wspominając już o całym programie?

Nauczyciele dowiadują się o programie "laptopizacji" z mediów, w szkole nikt ich nie informuje. Obawiają się, że szczegółów dowiedzą się jako jedni z ostatnich.

Rodzice o sieci
 Ważnym ogniwem kształcenia dzieci są ich rodzice. Zdecydowanie należy edukować również rodziców, którzy często sami korzystają  z komputera, jak i internetu, więc mogą podzielić się własną wiedzą i doświadczeniem.  To  projekt przede wszystkim "świadomościowy".   Na szczęście coraz więcej jest świadomych dorosłych, którzy wiedzą, że komputer podłączony do internetu to nie tylko zabawka/zagrożenie/zło. Zdarza się jednak ciągle, że sami wyedukowani i nowocześni rodzice budują w dziecku skojarzenie: komputer = granie.

 Dzieci w I klasie nie będą jeszcze sprawnie korzystać z klawiatury i przesiewać wyników wyszukiwania Google ... ale nawet przedszkolaki w "internetowych" domach zaczynają korzystać z internetu tak samo użytkowo jak rodzice. Wiedzą, że w internecie się "szuka", bajeczki np. można znaleźć na YouTube. Oczywiście wymagają opieki i pomocy, ale szybko nabierają biegłości technicznej: radzą sobie ze zmianą bajki, zatrzymaniem, regulacją głośności itd.  To się po prostu dzieje.
 Ja tylko nie rozumiem dlaczego akurat pierwszaki. pamiętam przerażenie mojego dziecka, jak na "dzień dobry" w nowej szkole dostało 5 różnych zeszytów i chyba 7 książek. nie mógł się w tym znaleźć przez pół roku. więc jeśli to ma być ta trzynasta pomoc naukowa... a może nie będzie zeszytów? 

 I jako konkluzja:

 "Komputerowa edukacja jest zerowa, a bardzo potrzebna! Jestem nią bardzo zainteresowana jako matka 6- i 7-latka. Należę do matek potworów i wcale nie pozwalam bawić się komputerem. Nie wiem sama, jak im pokazać komputer jako coś pożytecznego do nauki (jeszcze nie czytają płynnie!), a gier nie cierpię i uważam za złodziei czasu i pozbawiaczy wyobraźni. Marzyłabym o tym, żeby ktoś robiąc lekcje na poziomie pierwszoklastów pokazał internet jako coś dobrego i pożytecznego, z czym jednak trzeba ostrożnie (bo, dla przykladu,  koń jest miły, ale może kopnąć). Ja nie potrafię, niestety, i wolę czytać, rysować, iść na rolki, zrobić teatrzyk. Oczywiście, chłopaki wiedzą, że w internecie jest WIEDZA, bo proszą np.:- sprawdź, jaki jest najmniejszy człowiek na świecie, ale częściej: pokaż mi jeszcze raz tę babcię, którą przewraca pies i puść ludzika w zżółtych spodniach (debilna platformówka)".


  
 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak dostać/nie dostać białej gorączki w szkole

Learn now, play later

Metoda pytań i doświadczeń - jak pracujemy w Uniwersytecie Dzieci