Podróżowanie z dziećmi czyli uczymy się przez całe życie (cz.1)
Podróżowanie - najlepsza forma uczenia się w największym uniwersytecie.
Gdy byłam dzieckiem, podróżowaniem była jazda przez cały kraj na wakacje. Mieszkałam w górach, jeździłam nad morze. Podróż musiała trwać. Nie liczył się wyjazd mniejszy niż pół tysiąca kilometrów w jedną stronę.
Podróże odbywało się także w ramach własnego pokoju. Wystarczyły powieści dla dzieci - "tomki" czyli przygody podróżnika trochę starszego ode mnie, spisane przez Alfreda Szklarskiego albo podróżnicze książki Arkadego Fiedlera. Koc, stół, chlebak, w chlebaku mapa, finka, herbatniki - i była podróż międzykontynentalna.
Teraz, gdy jestem dorosła, wyjeżdżam z rodziną do miejsc, po których kiedyś podróżowałam przy pomocy palca i mapy. Wyjazdy są integralnym elementem życia. Jedzie się po to, by poznać, a także, by przez inny rytm dnia, inne życie dookoła – odpocząć.
Podróżowanie stało się koniecznością. Nie wyjeżdżamy na urlop, wczasy. Wyruszamy w podróż. Zwykle bez dokładnego planu, jedynie z zarysem. A więc improwizując. Szczegóły domalowuje się w drodze. Podróżowanie uświadamia, jak wiele jest rzeczy wartych poznania. Dzieci przesiąkają tą nauką. Miejsca odwiedzane same podsuwają wiedzę. A my, rodzice, wcale nie jesteśmy ekspertami. Uczmy się wszyscy. Czytamy, rozmawiamy, dziwimy się. Dzieci dowiadują się, że uczyć się trzeba przez całe życie. Widzą, jaką satysfakcję i radość poznawanie sprawia. Obserwując krajobraz, zwierzęta, pogodę dzieci łączą fakty w ciągi znaczeń. Zauważają zależności i związki. Czytamy mitologie, baśnie, oglądamy dzieła kultury – człowiek wszędzie zastanawia się nad sobą, niezależnie od tego czy tworzy dla światowych galerii sztuki, napisał pondaczasowy epos czy jest anonimowym twórcą z jaskiń ukrytych przed wścibskim okiem. Dzieci uczą się szacunku dla odmienności, ale też rozciągają swoją wyobraźnię i same stają się bardziej twórcze.
Gdy byłam dzieckiem, podróżowaniem była jazda przez cały kraj na wakacje. Mieszkałam w górach, jeździłam nad morze. Podróż musiała trwać. Nie liczył się wyjazd mniejszy niż pół tysiąca kilometrów w jedną stronę.
Podróże odbywało się także w ramach własnego pokoju. Wystarczyły powieści dla dzieci - "tomki" czyli przygody podróżnika trochę starszego ode mnie, spisane przez Alfreda Szklarskiego albo podróżnicze książki Arkadego Fiedlera. Koc, stół, chlebak, w chlebaku mapa, finka, herbatniki - i była podróż międzykontynentalna.
Teraz, gdy jestem dorosła, wyjeżdżam z rodziną do miejsc, po których kiedyś podróżowałam przy pomocy palca i mapy. Wyjazdy są integralnym elementem życia. Jedzie się po to, by poznać, a także, by przez inny rytm dnia, inne życie dookoła – odpocząć.
Podróżowanie stało się koniecznością. Nie wyjeżdżamy na urlop, wczasy. Wyruszamy w podróż. Zwykle bez dokładnego planu, jedynie z zarysem. A więc improwizując. Szczegóły domalowuje się w drodze. Podróżowanie uświadamia, jak wiele jest rzeczy wartych poznania. Dzieci przesiąkają tą nauką. Miejsca odwiedzane same podsuwają wiedzę. A my, rodzice, wcale nie jesteśmy ekspertami. Uczmy się wszyscy. Czytamy, rozmawiamy, dziwimy się. Dzieci dowiadują się, że uczyć się trzeba przez całe życie. Widzą, jaką satysfakcję i radość poznawanie sprawia. Obserwując krajobraz, zwierzęta, pogodę dzieci łączą fakty w ciągi znaczeń. Zauważają zależności i związki. Czytamy mitologie, baśnie, oglądamy dzieła kultury – człowiek wszędzie zastanawia się nad sobą, niezależnie od tego czy tworzy dla światowych galerii sztuki, napisał pondaczasowy epos czy jest anonimowym twórcą z jaskiń ukrytych przed wścibskim okiem. Dzieci uczą się szacunku dla odmienności, ale też rozciągają swoją wyobraźnię i same stają się bardziej twórcze.
Komentarze
Prześlij komentarz