#tempora mutantur
http://zsdobrcz.pl/images/pruska%20szkola%20w%20Wdzycach%20Kiszewskich.JPG
Dzisiejsza szkoła korzenie ma w XIX wieku. A wszystko przez Napoleona. W 1807 r. król Prus Fryderyk Wilhelm III przegrał z nim doszczętnie bitwę pod Jeną. Ponad 40 tys. zabitych, rannych i schwytanych na polu bitwy, 200 straconych armat i 30 sztandarów przejętych przez wroga – naprawdę, było się z czego podnosić. Fryderyk powziął długofalowy plan budowy silnego państwa pruskiego od podstaw. Zaczął od reformy szkoły. Państwo przejęło pełną kontrolę nad edukacją obywateli. Wprowadzono powszechny obowiązek szkolny, naukę zcentralizowano: jednolity program, certyfikowanie nauczycieli, ustalona lista lektur – to wszystko gwarantować miało wykształcenie posłusznych i przewidywalnych obywateli, urzędników i żołnierzy. Uczniowie na dźwięk dzwonka jak na rozkaz kończyli albo zaczynali zajęcia, a indywidualna praca i zachęta do rywalizacji miały przeciwdziałać współpracy na okoliczność buntu.
System skutecznie dostarczał zdyscyplinowanych robotników i urzędników, gotowych posłusznie wykonywać monotonną pracę. Pierwszy tak szeroko zakrojony projekt społecznej inżynierii powiódł się. Szybko więc zaczął się rozpowszechniać w Europie i na świecie. Edukacja stała się sprawą państwową, polityczną, odzwierciedlającą priorytety bieżącej władzy. Powszechny obowiązek szkolny, umożliwiający wykształcenie dzieciom chłopów i robotników, którzy wcześniej ani marzyli o takim luksusie, stał się w końcu narzędziem pełnej kontroli obywatela i społeczeństwa.
Pruska szkoła – taką znam ze swojego dzieciństwa. Taką szkołę znają też moje dzieci. Nie ma już absolutnych, choć oświeconych monarchów. Za to szkoła pruska trwa: dzwonki, ustalony zasób wiedzy, “nie mówimy, lecz słuchamy, zanim mówimy, zgłaszamy się”. Mnie też zdarza się potwierdzać pruskie wartości. “Mamo, marnuję czas w szkole. Mogę nie iść i pouczyć się w domu?” “Rozumiem. Szkoła jednak uczy też dyscypliny. Nie zawsze w życiu robisz to co chcesz. Idź i naucz się podporządkować.” Wiem, brzmi to rozpaczliwie. Znam rodziców, którzy trzy razy zmieniali dzieciom szkołę. Słyszałam o takich, którzy nie tylko pozwolili, ale sami zostali z dziećmi w domu, by razem się uczyć.
A tu i teraz, zamiast armii urzędników, społeczeństwa potrzebują kreatywnych profesjonalistów. Zamiast umiejętności trwania przy krosnach, ludzie chcą i muszą nauczyć się rozwiązywania problemów. Zamiast kilkudziesięciu lat w jednym zakładzie - przyszłych pracowników czekają liczne zmiany miejsc i form pracy, a sztywne ramy, procedury i zasady – zastępuje elastyczność, zmienność, płynność.
Jednym z najpoważniejszych katalizatorów zmiany jest technologia. Rewolucja technologiczna dopiero się rozkręca. Mobilny internet, chmura, w której lądują wszelkie dane, internet rzeczy, sztuczna inteligencja, wirtualna rzeczywistość, robotyzacja życia zawodowego i codziennego … To wszystko ma wpływ na rynek pracy. Jedne zawody przechodzą do historii, inne dają obietnicę zatrudnienia i wybitnie dobrych zarobków. Czy szkoła zauważyła zmianę? I czy pomaga ludziom rozwinąć się zgodnie z duchem zmian? Podróż w poszukiwaniu najlepszych szkół zaczynam od tropienia technologii w szkole. Pierwsza wyprawa – do tabletowej klasy na północy Polski. Relacja - w jednym z najbliższych odcinków.
Pisząc ten tekst przypomniał mi się lektorat z łaciny. Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Niemal tylko tyle mi zostało w głowie. Czasy się zmieniają, a my zmieniamy się wraz z nimi. Uczmy się od mądrych przodków.
Świat
się zmienił a słowo “zmiana” to hasztag, którym opisywać
kiedyś będą nasze czasy.
Szkoła
potrzebuje zmiany – tak się mówi i pisze. Od czego uciekamy?
Do czego biegniemy? Czy wiemy dokąd to wszystko powinno zmierzać
czy też stoimy nad brzegiem wielkiej wody ciekawi, co jest po
drugiej stronie?
Dzisiejsza szkoła korzenie ma w XIX wieku. A wszystko przez Napoleona. W 1807 r. król Prus Fryderyk Wilhelm III przegrał z nim doszczętnie bitwę pod Jeną. Ponad 40 tys. zabitych, rannych i schwytanych na polu bitwy, 200 straconych armat i 30 sztandarów przejętych przez wroga – naprawdę, było się z czego podnosić. Fryderyk powziął długofalowy plan budowy silnego państwa pruskiego od podstaw. Zaczął od reformy szkoły. Państwo przejęło pełną kontrolę nad edukacją obywateli. Wprowadzono powszechny obowiązek szkolny, naukę zcentralizowano: jednolity program, certyfikowanie nauczycieli, ustalona lista lektur – to wszystko gwarantować miało wykształcenie posłusznych i przewidywalnych obywateli, urzędników i żołnierzy. Uczniowie na dźwięk dzwonka jak na rozkaz kończyli albo zaczynali zajęcia, a indywidualna praca i zachęta do rywalizacji miały przeciwdziałać współpracy na okoliczność buntu.
System skutecznie dostarczał zdyscyplinowanych robotników i urzędników, gotowych posłusznie wykonywać monotonną pracę. Pierwszy tak szeroko zakrojony projekt społecznej inżynierii powiódł się. Szybko więc zaczął się rozpowszechniać w Europie i na świecie. Edukacja stała się sprawą państwową, polityczną, odzwierciedlającą priorytety bieżącej władzy. Powszechny obowiązek szkolny, umożliwiający wykształcenie dzieciom chłopów i robotników, którzy wcześniej ani marzyli o takim luksusie, stał się w końcu narzędziem pełnej kontroli obywatela i społeczeństwa.
Pruska szkoła – taką znam ze swojego dzieciństwa. Taką szkołę znają też moje dzieci. Nie ma już absolutnych, choć oświeconych monarchów. Za to szkoła pruska trwa: dzwonki, ustalony zasób wiedzy, “nie mówimy, lecz słuchamy, zanim mówimy, zgłaszamy się”. Mnie też zdarza się potwierdzać pruskie wartości. “Mamo, marnuję czas w szkole. Mogę nie iść i pouczyć się w domu?” “Rozumiem. Szkoła jednak uczy też dyscypliny. Nie zawsze w życiu robisz to co chcesz. Idź i naucz się podporządkować.” Wiem, brzmi to rozpaczliwie. Znam rodziców, którzy trzy razy zmieniali dzieciom szkołę. Słyszałam o takich, którzy nie tylko pozwolili, ale sami zostali z dziećmi w domu, by razem się uczyć.
A tu i teraz, zamiast armii urzędników, społeczeństwa potrzebują kreatywnych profesjonalistów. Zamiast umiejętności trwania przy krosnach, ludzie chcą i muszą nauczyć się rozwiązywania problemów. Zamiast kilkudziesięciu lat w jednym zakładzie - przyszłych pracowników czekają liczne zmiany miejsc i form pracy, a sztywne ramy, procedury i zasady – zastępuje elastyczność, zmienność, płynność.
Jednym z najpoważniejszych katalizatorów zmiany jest technologia. Rewolucja technologiczna dopiero się rozkręca. Mobilny internet, chmura, w której lądują wszelkie dane, internet rzeczy, sztuczna inteligencja, wirtualna rzeczywistość, robotyzacja życia zawodowego i codziennego … To wszystko ma wpływ na rynek pracy. Jedne zawody przechodzą do historii, inne dają obietnicę zatrudnienia i wybitnie dobrych zarobków. Czy szkoła zauważyła zmianę? I czy pomaga ludziom rozwinąć się zgodnie z duchem zmian? Podróż w poszukiwaniu najlepszych szkół zaczynam od tropienia technologii w szkole. Pierwsza wyprawa – do tabletowej klasy na północy Polski. Relacja - w jednym z najbliższych odcinków.
Pisząc ten tekst przypomniał mi się lektorat z łaciny. Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Niemal tylko tyle mi zostało w głowie. Czasy się zmieniają, a my zmieniamy się wraz z nimi. Uczmy się od mądrych przodków.
***
Zajrzyj na stronę platformy ze scenariuszami lekcji - tam nowa propozycja dla szkoły.
Komentarze
Prześlij komentarz