Szkoła - choroba wieku dziecięcego


Badanie PISA regularnie, co kilka lat, bada puls edukacyjnego świata. Co trzy lata następuje wielkie mierzenie umiejętności myślenia 15-latków, by potem ministrowie, edukatorzy, publicyści i całe społeczeństwo mogło cieszyć się lub martwić, chwalić lub bić w piersi, zmieniać lub ostrzyć kurs.
Wyniki to nie tylko ranking państw o najlepszych i najgorszych osiągnięciach edukacyjnych. Przede wszystkim to potężna baza danych służąca do wszechstronej analizy globalnego rynku edukacyjnego, umożliwiająca rządom układać edukacyjne strategie.

Czego zatem można się dowiedzieć? Na przykład tego, że systemy edukacyjne wszystkich krajów OECD faworyzują uprzywilejowanych. W każdym kraju, od Finlandii, która stała się wzorem do naśladowania, po Meksyk, który snuje się w ogonie, status społeczny uczniów klarownie widać w osiągnięciach edukacyjnych. Dobrze wykształceni i bogaci rodzice posyłają dzieci do dobrych, świetnie wyposażonych szkół i tym samym, zapewniają im wyższe osiągnięcia. Nie brzmi to odkrywczo. Ci, którzy cenią edukację, inwestują w rozwój swoich dzieci – to oczywiste. Dorośli niedoceniający edukacji a przy tym niemajętni, nie zrobią dodatkowego wysiłku, by dobrze wykształcić dzieci, nie wybiorą starannie najlepszych szkół, nie zwiększą szans na sukces. Zastanawiające jednak jest to, że wiele krajów Uni Europejskiej, w której przez lata realizowana jest polityka wyrównywania szans, hodowane są tak duże dysproporcje. Dzieje się to nawet w krajach tak społecznie wyczulonych jak Szwecja. Największe różnice są na Słowacji, a najmniejsze w Estonii. Polska w tym przypadku jest w środku stawki. Warto podkreślić że Finlandia może poszczycić się bardzo małą, bo tylko 6% różnicą w rezultatach pomiędzy najlepszymi i najgorszymi szkołami. Wysoka efektywność całego systemu edukacji idzie tu wyraźnie w parze z równym dostępem do dobrej edukacji.

Andreas Schleicher, odpowiedzialny za testy PISA, przeanalzował dane pod kątem siedmiu mitów pomyślnej edukacji. Jeden z nich mówi o tym, że sukces edukacyjny uzależniony jest od środowiska, z jakiego wywodzi się uczeń. Uprzywilejowani są skazani na sukces, dzieci “z marginesu” skazane są na porażkę. Powyższe dane mogą potwierdzać mit. Schleicher dowodzi jednak, że, jeśli spojrzy się na edukację globalnie, to rozumowanie jest błędne. W ostatnim badaniu PISA piętnastolatkowie z najuboższych rodzin w Szanghaju uzyskali lepsze rezultaty, niż uczniowie z najlepiej uposażonych rodzin w Stanach Zjednoczonych. A więc bagaż społeczny to nie karma, właściwa polityka edukacyjna może go zrzucić.  W ostatecznym rozrachunku liczy się przede wszystkim to, w jakim miejscu na Ziemi ma się szczęście lub nieszczęście chodzić do szkoły. W systemach efektywnych osobista sytuacja społeczno-ekonomiczna schodzi na dalszy plan. Nawet jeśli utrzymuje się rozwarstwienie na bardziej i mniej uprzywilejowanych, wszyscy mogą być zwycięzcami.



Edukacyjny sukces Finlandii wynika z tego, że edukacja jest oczkiem w głowie państwa. Każda szkoła i wszyscy nauczyciele muszą być najlepsi. To z kolei udało się osiągnąć dzięki wysokiemu profesjonalizmowi, a także prestiżowi zawodu nauczycielskiego, a dalej – swobodnej i twórczej pracy kadry nauczycielskiej. I tak jest w każdej szkole. 


Z kolei Stany Zjednoczone notują ogromną dywersyfikację jakości. Powszechna standaryzacja ma poprawić sytuację, choć jest dalekie od pewności, że tak się stanie. Słabe szkoły borykają się z tak niewyobrażalnymi problemami, że standardy tylko majaczą na horyzoncie. W wielu z nich wszystko idzie tak źle, że zdesperowani nauczyciele masowo, nawet 60% kadry rocznie, zwalniają się z pracy. Najlepsze za to mają tak bogate programy, że jest w nich wszystko, łącznie ze standardami. 


A jak jest u nas? Powszechnym badaniem zadowolenia – albo niezadowolenia - ze szkoły w ciągu ostatnich lat jest test sześciolatka. Mimo kolejnych zabiegów dotyczących przygotowania szkół na ich przyjęcie, rozporządzeń w sprawie opcjonalności lub obowiązkowości, zachęt w postaci darmowych podręczników, jak piosenka, której nie można przestać śpiewać, wraca refren: “nie zabierajcie dzieciom dzieciństwa”. Szkoła to koniec. Zaakceptowaliśmy to. Radość i zabawa, swoboda i miłość zostają po tej stronie wrót. Tam płacz i zgrzytanie zębów. I tak już musi być, bo to choroba wieku dziecięcego. Rodzice, co najwyżej, odroczyć wyrok i zatrzymać  dzieciństwo na chwilę dłużej, na przykład przy pomocy poradni psychologicznej i świadectwa niegotowości do uczenia się. Rok później – let it be and c'est la vie.

W tej polskiej wizji szkoła pieczętuje marny ludzki los. A mogłaby przecież ten los odwracać: “nieważne, skąd przychodzisz bardzo młody człowieku. Liczy się ta boża iskra w Tobie, którą pomożemy ci wykrzesać.”




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak dostać/nie dostać białej gorączki w szkole

Metoda pytań i doświadczeń - jak pracujemy w Uniwersytecie Dzieci

Learn now, play later