Gdyby Ewka ....

Czemu człowiek chce rozszerzać wiedzę i naukę o kosmosie?

Kilka lat temu poprosiliśmy gościa z zagranicy o wygłoszenia wykładu dla rodziców. Skoro rozpychamy wyobraźnię dzieci, byłoby nie fair, gdybyśmy nie rozciągnęli też horyzontów dorosłych. Collin Rose, ekspert efektywnego nauczania języka angielskiego, doradca ministra edukacji Wielkiej Brytanii, wspomniał swoje lata jako dość młody ojciec. Odbierając dzieci ze szkoły rozpoczynał rozmowę tak: „Moi drodzy, jakie ciekawe pytanie dzisiaj zadaliście w szkole?” 
Genialne! – pomyślałam. Też tak chcę.
Jeszcze tego samego dnia, gdy tylko dzieci zapakowały się na tylne siedzenie samochodu, zamiast sakramentalnego pytania „Co tam dzisiaj w szkole?” wypaliłam: „ Jakież to ciekawe pytanie dzisiaj zadaliście?” W samochodzie zapadła cisza. W lusterku wstecznym zobaczyłam oczy jak spodki. W końcu Matylda, przełamując zdumienie, mówi: „Mamo, nawet nie udawaj, że wierzysz w to co mówisz! Słyszałaś kiedykolwiek, by dzieci w szkole były zachęcane do zadawania ciekawych pytań?!” Ja: "hmmm …. w takim razie …. może tobie zadano ciekawe pytanie?” Matylda: ”Nie sądzę, że pytanie o to kiedy koronowany był Henryk Brodaty albo jakie są prawobrzeżne dopływy Wisły brzmi dla ciebie interesująco – a może się mylę?” Oczywiście miała rację.

Szkoła nie ma nic wspólnego z ciekawością. A powinna mieć.
Dzieci z natury są ciekawe. Zadają przecież tyle pytań, że normalny dorosły nie nadąża z odpowiedziami. Co stanie się ze Słońcem za 3 miliardy lat? Dlaczego krowa jedząc zieloną trawę daje białe mleko? Ile włosów lew ma w grzywie? Dlaczego czas płynie? Czy bakterie mogą żyć w lakierze? To właśnie interesuje dzieci, to chcą wiedzieć. Czy roboty mogą mieć ludzkie myśli? Czy można spać z otwartymi oczami?
Dzieci chcą wiedzieć, czy rośliny czują, ale muszą nauczyć się wymieniać warunki korzystne do rozwoju roślin. Ciekawi je, dlaczego komary nas gryzą, ale muszą wiedzieć, jaki pożytek przynoszą zwierzęta środowisku. Chciałyby wiedzieć, dlaczego zebry są w paski, muszą przede wszystkim jednak nauczyć się rozpoznawać wiewiórkę, lisa i jeża.
Czy można wyobrazić sobie szkołę, w której uczeń nic nie musi? Można, ale trochę strach. Jakieś punkty, jakieś tory, jakieś testy dają pewność, że powstanie jakiś kształt. Nie kłóćmy się więc i uznajmy, że uczniowie wiedzieć muszą konkretne to i owo. Czemu jednak zwyczajnie i po ludzku nie wciągnąć do pracy tej siły kosmicznej, jądrowej, samonośnej, tej eksplodującej ciekawości? Skoro wzbudzić mamy w dzieciach chęć uczenia się, w dodatku przez całe życie, to najpierw dajmy im po prostu powód.

Dzieci w szkole pilnie - lub nie - słuchają, ćwiczenia wypełniają, słupki rozwiązują, kaligrafię ćwiczą. Potem w domu to samo: ćwiczenia, słupki, kaligrafia. Z czasem – kaligrafię zastąpi wypracowanie, a słupki – te szybko się nie skończą. Potem dzieci zasuwają na zajęcia pozalekcyjne, ćwiczą piruety i formy z szablą, dzbanuszki lepią i owoce po angielsku wymieniają. Wszystko poukładane i pod kontrolą. Ale świat wokół ma swoje wymagania. Byle chmura (Dlaczego burzowe chmury są granatowe?), przelatujący wróbel (Dlaczego ptaki latają choć jest grawitacja?) wiadomości radiowe (Kto rządzi światem?) porządek burzą. Trening dyscypliny (pianino) i obowiązkowe dziewczęce marzenia o karierze baletnicy na nic, jeśli ciekawość idzie paść się w las.
Na szczęście nie tylko dzieci napędza ciekawość. Niektórych dorosłych też. Po co na przykład ludziom wiedzieć co to antymateria? Dlaczego koniecznie muszą badać lecące naprzeciw siebie prawie z prędkością światła cząstki elementarne, skoro dla normalnego człowieka już sam fakt, że wszystko składa się z atomów jest na granicy pojęcia. No właśnie – naukowcy są jak dzieci – zadają pytania i drążą aż do dostania odpowiedzi. Ta prosta obserwacja zapoczątkowała Uniwersytet Dzieci. To jasne, że my, zwykli dorośli, nie poradzimy sobie z odpowiedzią na większość pytań (Czy mrówka ma mózg?). Nawet mając maturę – co świadczy o tym, że przeszliśmy czy to z entuzjazmem, czy to w mękach, przez historię, chemię, fizykę - zaskoczy nas szkrab pytając, po co są dwie dziurki w nosie. Naukowcy nie tylko są podobni do dzieci, ale i potrzebni, by zaspokoić ciekawość dzieci. „Czy wiecie, że w każdej komórce jest jakby taka książeczka, w której zapisane są wszystkie o nas informacje?” - tym razem pyta naukowiec. Bo gdy tylko nasycimy ciekawość, to zaraz trzeba ją znowu pobudzać. I tak wkoło.


Ciekawość była kiedyś pierwszym stopniem do piekła – to fakt. Pierwsi rodzice nigdy nie byli dziećmi. Nie doświadczyli stopniowego, łagodnego zaznajamiania się ze światem. Ich ciekawość niezaspokojona, gwałtowna, spadła na nich jak grom z jasnego nieba, a potem zaraz spadła kara. Gdyby jednak mały Adaś na przekór tacie odmroził sobie uszy, gdyby tak zadręczał go pytaniami co to jest? i dlaczego?, gdyby Ewka spadła z drzewka, gdyby pytała dlaczego uderzenie boli a krew jest czerwona, to może wszystko w ich dorosłości potoczyłoby się inaczej. Ale to już się stało. Co teraz? Ciekawość zagnieździła się nam w genach – jest samoistnie wyzwalającą się energią uczenia. Coś nas popycha, szczególnie nas kilkuletnich – by dowiedzieć się jak to jest być strażakiem, policjantem, pielęgniarką, nauczycielką, by dowiedzieć się, skąd i dokąd zmierza mrówka ze skrzydłem martwej muchy na plecach.



Gdy moje pierwsze dziecko poszło do szkoły (Julka jak prawie wszyscy w tym wieku interesowała się zwierzętami i chciała zostać weterynarzem) zapytałam wychowawczyni, czy wśród kółek zainteresowań jest przyrodnicze. Wychowawczyni zafrasowała się – "ale dopiero od czwartej klasy, takie, które przygotowuje do konkursów przedmiotowych". Przyrodnicze zainteresowania Julki nie dotrwały do czwartej klasy. Szkoła nie pozwoliła jej zgłębić zagadnienia czy ryby piją ani skąd paleontologowie wiedzą, gdzie szukać dinozaurów. Mega giga a nawet terabajty wiedzy co roku nie trafiają do adresatów pytań – 8-letnich paleontologów czy 9-letnich astronomów. Gdy tuż przed powołaniem Uniwersytetu Dzieci zapytaliśmy małych uczniów kilku krakowskich szkół, czego chciałyby się dowiedzieć od naukowców, wysypał się worek z pytaniami a najwięcej z dziedziny astronomii. Może instynktownie już wiedziały, że program szkolny tej tematyki nie przewiduje. Dlaczego dzieje się tak, że to co interesuje dzieci, nie interesuje twórców programów szkolnych? Skoro warto wydawać miliony franków szwajcarskich albo dolarów by w Wielkim Zderzaczu Hadronów dowiedzieć się jak powstał Wszechświat, dlaczego nie warto w szkole poświęcić czasu na galaktyki, czarne dziury i przyszłe podróże na Marsa?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak dostać/nie dostać białej gorączki w szkole

Metoda pytań i doświadczeń - jak pracujemy w Uniwersytecie Dzieci

Learn now, play later