Jak będąc 15-letnim Polakiem zostać studentem Stanfordu. Za darmo, oczywiście.
- Mamo, ostrzegam, mam większe wydatki.
- ??
- Muszę kupić trochę komiksów.
Tytus, niemal uczył się czytać na komiksach. Ze względu na imię, oczywiście. Ale było to mniej więcej osiem lat temu, gdy dom zawalony był Tytusami, Romkami i A'Tomkami. Nastolatki – jak wiadomo – dostają małpiego rozumu, więc wszystko jasne. Nadszedł ten moment, zaczęło się, wszedł w ten trudny okres. Będzie burczał, głupiał i eksperymentował z używkami.
- Mój wykładowca
twierdzi, że komiksy najlepiej oddają problemy współczesności.
Wykładowca Tytusa jest profesorem literatury średniowiecznej w Boulders, Colorado. Boulders to taka druga Krzemowa Dolina w Ameryce: pełna innowatorów, przedsiębiorców i – jak się okazuje – profesorów literatury.
To jednak nie koszty kursu wymagają wydatków, lecz literatura. Tytek zwykle korzysta z Kindla – wirtualne tony papieru, które przetwarza w informacje w drodze z i do szkoły pozostają w postaci danych. Komiksy jednak trzeba wziąć do ręki – może i da się je upchnąć w megabajtach cyfrowego druku, ale to nie to samo.
Kurs jest za darmo i trzymając się tego ducha wykładowca zaleca raczej sięgnąć na własną półkę z komiksami lub do biblioteki. Potem jednak poleca, że w razie jakiejś nadwyżki („gdyby pieniądze miały ci wypalić dziurę w kieszeni” to możesz ewentualnie kupić ….). Nic z polecanych Tytek nie znalazł na swojej półce ( Romek i A'Tomek nie znaleźli się w rekomendacjach). Ponosimy więc wydatki i klasyczny Batman wraz z kolegami lądują na kuchennym stole. Na jutro zadanie domowe – choć wirtualne, to całkiem realne. Tytek musi dokładnie przeanalizować i zinterpretować jedną stronę komiksu.
- Co
masz na myśli, gdy mówisz interpretacja – pytam.
- Chyba
żartujesz, że pytasz. To dokładnie tak samo jak z interpretacją
wiersza czy powieści.
Wszystkiemu winna ta
pasja, z jaką wykładowca porównuje komiksy do literatury
średniowiecznej.
Oglądam
film zapowiadający kurs. Dla samego entuzjazmu wykładowcy warto
zapisać się na ten kurs. Ale temat też ciekawy. Tak samo jak
psychologia społeczna – przedmiot poprzedniego kursu Tytusa.
Stanfordzki eksperyment więzienny (każdy z nas jest dobrym
materiałem na kata i oprawcę) czy proste karciane doświadczenie
(naprawdę nie zauważyłam, że 10 karo na obrazku była czarna, a
nie czerwona) kuszą: zaglądniesz pod psychologiczną podszewkę
rzeczywistości. Od kursu dzieli jeden klik.
Można
jednak wybrać inny kierunek, coś bardziej praktycznego:
programowanie w programie Python albo projektowanie graficzne.
Właściwie to można wybrać wszystko, jeśli czas pozwoli. Tytus
myśli jeszcze o kursie gry na gitarze. Ciągnie go w każdą stronę,
więc Coursera jest wymarzona – pewnie za trzy lata, gdy
będzie wybierał kierunek studiów, zrobi to w pełni świadomie. O
ile oczywiście zdecyduje się na studia w tradycyjnym wydaniu.
Dzisiejszy młody człowiek lubi mieć wybór. Jest do tego
przyzwyczajony. Wirtualne studia można lepić z przeróżnych
dziedzin i uniwersytetów spod każdej szerokości geograficznej. W
dodatku studentem i licealistą można zostać w jednym momencie, bez
matury, certyfikatów i pieniędzy.
Tytus
znika na całe popołudnia i wieczory. Coursera rozciągnęła
mu świat. Nauki i rozrywki szuka oczywiście też poza nią, jednak
sam fakt, że może sięgnąć po każdą wiedzę ośmielił go i
otworzył tematy, które w innym przypadku pozostałyby poza jego
zainteresowaniami.
Courserę
założyli wizjonerzy ze Stanford University, wierzący, że każdy
może sięgać po najlepszą edukację. Za darmo. Kursy trwają kilka
tygodni, mają konkretną datę rozpoczęcia i dokładnie rozpisany
sylabus. Oprócz materiałów do poczytania i obejrzenia zawierają
fora dyskusyjne, dzięki którym studenci wymieniają się wiedzą i
tworzą globalną społeczność uczących się. Powstają kolejne
platformy: Udacity, edX. To już nie są pojedyncze inicjatywy, to
potężne zjawisko, które ma swoją definicję w Wikipedii: Massive
Open Online Courses i miliony studentów. W tej chwili na samej tylko
Courserze w ten sposób studiuje już ponad 5,2 milionów ludzi,
korzystając z z 468 kursów na 92 uczelniach.
W
bogatym programie, coraz większa jest też oferta dla nauczycieli –
dzisiaj to oni muszą się najwięcej uczyć. Kursy odpowiadają
na przeróżne potrzeby: jak rozpocząć pracę w zawodzie, jak
doświadczalnie uczyć fizyki, jak używać technologii w nauczaniu,
co to jest blended learning. Nie ma na co czekać. W listopadzie
zapisuję się na Emerging Trends &
Technologies in the Virtual K-12 Classroom.