Pokłóćmy się o edukację

Jak zdefiniować problem, by warto było się spierać o edukację? Sześciolatki znowu spokojnie się bawią swoimi transformerami, pet-shopami czy też montują budzik napędzany energią z ogórka zgodnie z instrukcją na opakowaniu. Na szczęście równie spokojnie przeżywały swoje dzieciństwo także przed bojem o referendum. Chyba, że nie należą do tych szczęśliwców z własnym pokojem spełniającym marzenia. Chyba, że tak teraz, jak i przedtem siedzą przed telewizorem albo grzebią patykiem w błocie koło budy psa łańcuchowego. Spór ucichł. Jedna strona miotłę dzierży i sposobi się, by zamieść pod dywan, druga kosy cicho ostrzy. Jeszcze będzie okazja, by się wykrwawić. Ale póki my żyjemy, pomyślmy, o co naprawdę warto się spierać. Szkoła polska, tak jak inne szkoły w innych krajach, szarpana jest wiatrami idei, oskarżeń, reform, zmian. Z drugiej strony jednak, jak na nią popatrzeć - stoi w bezruchu: żadnej zmiany, żadnej idei, pomysłu, reformy prawdziwej żadnej. Kompletna flauta. Z jednej strony n...