Pochwała teatru.
W pewnym sensie, wychowałam się na teatrze, może nawet w teatrze. Teatr nazywał się Heliotrop i uczył nas myśleć. Całe pokolenia bielskich dziewczyn i chłopaków. Uczył wchodzenia w siebie i wychodzenia do świata. Prawda jest taka, że czasem nie wszystko rozumieliśmy. Trzeba się było nieźle nagimnastykować, by to ogarnąć. Budując postaci teatralne, budowaliśmy siebie. Poszłam więc na teatrologię i nawet reżyseria chodziła mi po głowie. Dalej jednak poszło w zupełnie inną stronę. Nasz teatr kanalizował bunt młodzieńczy. Ta nadwyżka energii, którą ma się w wieku kilkunastu lat poszła w twórczość. Nikt wtedy nie mówił o pracy projektowej, ale nie masz to projektu jak spektakl! Wszystko tam jest: i współpraca, i cele, i plan, i twórczość i zbieranie danych, i konkretna, mozolna robota. I kończy się prezentacją. Nie zawsze, bo czasem spektakl zabrnie na manowce, wtedy jednak wciąż jest zbiorem zebranych nauk i doświadczeń. W Heliotropie trafiłam na okres zmagania się z rzeczywistością.